2012/11/04

Opowiadanie z Lou Part1

Siedziałam sobie w parku jak co dzień i czytałam moją ulubioną książkę "Pamiętnik" Nicholas'a Sparks'a. Mimo, że czytałam ją już kilka razy za każdym razem się wzruszałam, bo miłość która została opisana w tej książce jest naprawdę wyjątkowa. Czasem sobie myślę, że też bym tak chciała. Spotkać kogoś całkiem przypadkiem i tak po prostu zakochać w jego uśmiechu, oczach. Rozmarzyłam się i łza spadła mi na jedną ze stronic książki.
- Chcesz chusteczkę? - Powiedział ktoś kto usiadł koło mnie na ławce. Byłam taka zamyślona, że nawet nie usłyszałam.
- Nie, dziękuję. - Podniosłam głowę i spojrzałam na nieznajomego. Miał niebieskie oczy, jasną cerę i czarujący uśmiech. Spodobał mi się.
- Dlaczego płaczesz? - Zapytał nieznajomy.
- Nie będę ci zawracać głowy. - Uśmiechnęłam się i zaczęłam się zbierać.
- Wiesz. - Zaczął chłopak - Bo, ja cię tutaj często widuję. - Trochę się speszył i spuścił wzrok.
- Przychodzę tutaj niemalże codziennie, nic dziwnego, że mnie widziałeś. - Uśmiechnęłam się i popatrzyłam mu prosto w oczy. Uśmiechną się i zaczęliśmy rozmawiać. Długo nam to zajęło, bo zaczęło się ściemniać.
- Będę musiała się zbierać, pewnie rodzice się już martwią. - Powiedziałam.
- Oh, poczekaj jeszcze chwilkę. Albo. - Zawahał się. - Mogę cię podprowadzić. Oczywiście jeśli chcesz.
- A więc, podprowadź mnie. - Uśmiechnęłam się i poszliśmy w stronę mojego domu. Rozmawiając okazało się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań. Lou, bo tak miał na imię chłopak był ode mnie cztery lata starszy, ale niezbyt mi to przeszkadzało. Miałam już 18 lat a on wydawał mi się taki miły. Podprowadził mnie pod sam dom, wymieniliśmy się telefonami i na pożegnanie pocałowałam go w policzek.
- To do zobaczenia. - Powiedział Louis i jeszcze raz mnie przytulił.
- Do zobaczenia. - Uśmiechnęłam się i weszłam do domu.
Długo nie mogłam się otrząsnąć po tym dniu, zastanawiałam się czy to działo się naprawdę. Czułam się jak postać z książki. Poznałam przystojnego nieznajomego który ma ze mną tyle wspólnego, jest niczym moja bratnia dusza. Podeszłam do okna i je otworzyłam, co prawda była jesień ale na dworze było ciepło. Zobaczyłam, że ktoś stoi na chodniku. Zadzwonił telefon.
- Czemu jeszcze nie śpisz? - Zapytał dobrze mi już znany głos.
- A ty? Czemu stoisz na dworze, pod moim domem? - Zaśmiałam się i podeszłam do okna. Nikogo już tam nie było.
- Jak mnie wpuścisz, to będę w twoim domu, a nie pod domem. - Rozłączył i usłyszałam pukanie do drzwi. Była północ, miałam nadzieję, że rodzice nic nie usłyszeli. Po cichu zeszłam na dół i otworzyłam drzwi.
- Cześć. - Uśmiechną się. - Przepraszam, że przyszedłem tak późno, ale nie mogłem przestać o tobie myśleć. Obserwowałem cię na tej ławce prawie przez tydzień i teraz, gdy już wiem, że twój charakter przewyższa twoją urodę to nie mogę wyobrazić sobie minuty bez ciebie. - Zatrzymał się i popatrzył na mnie, uśmiechałam się, więc już pewny siebie Lou kontynuował. - Czy ty też sobie nie wyobrażasz choćby dnia bez mnie. - Zaśmiałam się i go pocałowałam. Lou odwzajemnił mój pocałunek.
- To znaczy tak?
- Tak. - Pocałowaliśmy się jeszcze raz. Wpuściłam go po cichu do mojego pokoju. Całą noc przegadaliśmy leżąc na moim łóżku. Gdy obudził mnie budzik, przypominając, że pora wstawać i zbierać się do szkoły. Lou już nie było. Szybko się zebrałam, zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Gdy tylko minęłam pierwszą ulicę, zobaczyłam znajomą postać. Podeszłam bliżej, to był Louis, czekał na mnie. Odprowadził mnie do szkoły. Lekcje ciągnęły mi się niemiłosiernie chciałam jak najszybciej stąd wyjść i wpaść w jego ramiona. Po szkole, Lou przychodził do mnie i pomagał mi się uczyć. Był bardzo mądry, ale był też trochę skryty. Gdy pytałam go o to co robi, odpowiadał omijając wszystkie najważniejsze informację. Na początku nie obchodziło mnie to ale z czasem, chciałam wiedzieć co robi gdy nie jest ze mną. Nigdy nie zaprowadził mnie do swojego domu, u mnie niemalże już mieszkał. Po miesiącu spędzonym razem ciekawość zżerała mnie od środka.
- Lou, powiedz mi proszę czym się zajmujesz i nie zmyślaj, tylko powiedz prawdę i zaprowadź mnie do twojego domu. Nie obchodzi mnie jeśli jesteś biedny, a jak masz jakieś problemy to mi powiedz. - Louisa wyraźnie zaskoczyły moje słowa. Chociaż nie wyglądał na kogoś biednego bądź z problemami, zawsze był ładnie ubrany i miał nienaganne maniery.
- Dobrze, choć. - Zebraliśmy się i wyszliśmy, idąc w nieznanym mi kierunku, nie rozmawialiśmy. Doszliśmy na przedmieścia miasta i zaczęliśmy się zagłębiać w dzielnice, gdzie mieszkali sami najbogatsi. Stanęliśmy przy ogromnym domu, on wyglądał niemalże jak pałac. Zrobiłam wielkie oczy. Lou zaśmiał się gorzko.
- Tu mieszkam, nie chciałem ci mówić, bo chciałem cie najpierw dobrze poznać. Nie lubię zaczynać znajomości od przychodzenia do mnie, bo zwykle potem ludzie nie są ze mną szczerzy. - Wsłuchałam się w jego słowa i dobrze wiedziałam, że ma rację.
- A ja jestem szczera? - Zapytałam.
- Myślę, że tak. Choć, przedstawię cię rodzicom.
- Ale ja nie jestem gotowa, no popatrz jak wyglądam. - Miałam na sobie, moje ulubione dżinsy, stare buty i wielką kurtkę. Nie wyglądałam źle, ale stojąc przy tym domu, czułam się jak bezdomny.
- Daj spokój, ślicznie wyglądasz. - Lou wziął mnie za rękę i wprowadził do swojego domu. Hol był ogromny, ku mojemu zdziwieniu drzwi otworzył nam kamerdyner.
- Witam, panicza Tomlinsona. - Uśmiechną się miły starszy pan. - A co to za piękna dama? - Zapytał.
- Witaj Alfredzie, to Paula, moja dziewczyna. - Uśmiechną się Lou.
- Dzień dobry. - Odpowiedziałam a Lou pociągną mnie dalej, weszliśmy do ogromnego salonu. Na kanapie siedział jakiś pan z gazetą i palił fajkę, w oddali słychać było śpiew jakiejś kobiety.
- Cześć tato, chciałbym ci przedstawić Pauline, moją dziewczynę. - Ojciec Lou wstał i serdecznie się ze mną przywitał. Ucałował mnie w rękę i powiedział. - Jesteś chyba pierwszą dziewczyną którą Lou przyprowadził do domu, musisz być naprawdę cudowna. Johannah choć  tu szybko, popatrz kogo Lou przyprowadził.
- Tato - Lou zrobił się cały czerwony, zaśmiałam się. Przez drzwi wpadła mama Lou i uściskała mnie serdesznie.
- Witaj skarbie, jestem Jo. Louis mi o tobie tyle opowiadał. Jesteś Paula, prawda?
- Tak to ja. - Uśmiechnęłam się.
- Dobra, to my idziemy do mnie do pokoju.
- Nie uciekajcie mi tak szybko, może chcecie herbaty? - Spytała Jo.
- Nie, dziękuję. - Uśmiechnęłam a Lou pociągną mnie za sobą. Weszliśmy po wielkich schodach na piętro, idąc długim korytarzem słychać było śmiechy jakichś dziewczyn. - To moje siostry, mam ich, aż cztery. Nie zwracaj na nie uwagi. - Zaśmiał się i weszliśmy do jego pokoju. Na ścianach było setki dyplomów.
- Skąd masz tyle tego? - Pokazałam na ścianę. - Zauważyłam, że jesteś mądry, ale ty to jesteś jakimś geniuszem. - Lou zachichotał.
- No tak na mnie mówią, ukończyłem studia już wieku 14 lat. Byłem bardzo zdolnym dzieckiem. - Zawstydził się trochę.
- No właśnie widzę, że jesteś bardzo zdolny. To co ty teraz robisz? Ty chyba osiągnąłeś już wszystko co możliwe.
- Prawie. A co teraz robię, prowadzę firmę wraz z moim ojcem, pomagam mu w wielu rzeczach.- Lou mnie zadziwiał. Nie dość, że jest przystojny, kochany i miły to jeszcze jest taki mądry. Uśmiechnęłam się do niego a on odwzajemnił mój uśmiech i mnie pocałował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz