2012/11/25

Opowiadanie z Lou Part3

Dni mijały nam beztrosko, co prawda chodziłam do szkoły i musiałam się uczyć, a Lou pracował ale każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem. Znaliśmy się już ponad pół roku, aż w końcu doczekaliśmy się wakacji. Louis obiecał mi, że wyjedziemy gdzieś na miesiąc. Obojętne mi było gdzie, po prostu chciałam tylko z nim być. Moi rodzice zgodzili się od razu, bo ufali Lou i wiedzieli, że z nim nic mi nie grozi, traktowali go niemal jak syna, a to przez to, że tak często u mnie był. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, gdzie Louis mnie zabierze. Nie chciałam, żeby to było zbyt daleko, nie potrzebowałam pięciogwiazdkowego hotelu, bałam się, że pomyśli, że go wykorzystuję. Ale on cały czas upierał się przy swoim. W dniu wyjazdu pożegnałam się z rodzicami i wsiadłam do samochodu Lou. Czułam się, trochę jakbym wyprowadzała się z domu. Pojechaliśmy na lotnisko, zastanawiałam się gdzie polecimy. Szliśmy długim korytarzem do kas. Louis miał zabukowane dwa bilety, kasjerka szybko nas obsłużyła i Louis, chcąc mi zrobić jeszcze większą niespodziankę zasłonił mi oczy, gdy podchodziliśmy do korytarza prowadzącego nas do samolotu. Gdy już lecieliśmy, dostałam sms'a od mamy, że ona wie, gdzie Louis mnie zabiera. Więc, to ja byłam ostatnią osobą która nie wiedziała nic na temat wyjazdu.
- Louis, proszę powiedz mi gdzie mnie zabierasz?
- Jak już mówiłem, zabieram Cię gdzieś blisko.
- Ale, gdy prosiłam Cię, żebyś zabrał mnie gdzieś blisko, chodziło mi o nasz kraj.
- Daj spokój, Paryż Ci się spodoba!
- Wygadałeś się. - Szturchnęłam go w ramię.
- To było specjalnie. - Uśmiechną się i pocałował mnie w czoło. Byłam kiedyś w Paryżu, jak miałam 5 lat z rodzicami. Mało pamiętam, ale wiem, że mi się podobało. Czyli miasto miłości. Oblała mnie fala gorąca, która przyszła razem z pewną myślą. A może, Lou się mi oświadczy? To było by takie romantyczne. Przytuliłam się do niego i po chwili zasnęłam. Podróż nie trwała długo, zaledwie cztery godziny, ale drzemka dobrze mi zrobiła. Na miejscu, Louis wynajął czerwonego range rover'a. W drodze do hotelu, podziwiałam to cudowne miasto. Była noc, więc wszystko cudownie się świeciło. Wieża Eiffla świeciła się na różne kolory, a z jej szczytu rozchodziły się smugi światła. Wszystkie katedry które mijaliśmy, były niesamowite, a balkony w starych kamieniczkach pełne kwiatów. Zatrzymaliśmy się przy jednej z takich kamieniczek.
- Nie chciałaś pięciogwiazdkowego hotelu, więc na miesiąc wynająłem nam dom. - Uśmiechną się Lou i wskazał ręką na najpiękniejszą kamieniczkę, obrośniętą bluszczem. To miało być nasze mieszkanie na następne trzydzieści dni! Wnieśliśmy bagaże i obejrzeliśmy mieszkanie. W naszej sypialni znajdował się taki sam balkon, pełen kwiatów i z małym stolikiem z dwoma krzesłami. Balkon wyglądał cudownie, ale jaki był z niego widok! Wieża Eiffla w pełnej okazałości, i wiele uliczek takich jak tą którą już jechaliśmy. Na dachach budynków balkony. Na jednym z nich zobaczyłam jakąś parę. Uśmiechnęłam się i w tym momencie podszedł do mnie Lou. Złapał mnie w pasie i przycisnął do siebie. Odwróciłam się i go pocałowałam. On był moim największym szczęściem, tak bardzo chciałabym się z nim ożenić. Myśl, że musiałabym bez niego żyć, była taka okropna, czułam, że serce mogłoby mi pęknąć i umarłabym z miłości. Poszliśmy spać. Przez następne dni zwiedzaliśmy Paryż. Założyliśmy wspólną kłódkę na moście miłości, weszliśmy na znak rozpoznawczy Paryża i odwiedziliśmy kilkanaście kawiarenek, które serwowały pyszną kawę i ciastka. Jakiś tydzień przed powrotem, Lou oznajmił mi, że musi mnie na na jeden dzień opuścić z powodu konferencji, na którą przyjedzie również jego ojciec. Nie wiedziałam, czy to prawda czy jakaś przykrywka ale zgodziłam się. W końcu, czemu miałabym być przeciwko? Rano przed konferencją jedząc śniadanie na balkonie, podziwialiśmy cudowne widoki z naszego domku.
- Wiesz? - Popatrzył na mnie z uśmiechem. - Jak wrócę chciałbym zabrać Cię na kolację.
- Codziennie zabierasz mnie gdzieś na kolację. - Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. Lou pogłaskał mnie po głowię.
- Ale, to nie będzie zwykła kolacja. Trzymaj. - Włożył mi do ręki plik banknotów i zacisnął moją rękę w pięść i ją pocałował. - Kup sobie coś dzisiaj, gdy ja będę szukał.. yy.. znaczy gdy będę na konferencji. - Uśmiechnął się i wstał. - Kocham Cię tak bardzo. - Pocałował mnie w usta, odwzajemniłam ten delikatny pocałunek.
- Ja też Cię kocham. - Uśmiechnęłam się a Lou wyszedł. Powoli się ubrałam, nigdzie mi się nie spieszyło. Louis miał wrócić koło dziewiętnastej. Wyszłam z domu i poszłam na Pola Elizejskie, tam na pewno coś znajdę. Szłam chodnikiem powoli i oglądałam sklepowe wystawy. W jednym ze sklepów, zauważyłam kogoś łudzącego podobnego do Louisa. Przystanęłam i przyjrzałam się. To był Lou. Wybierał.. PIERŚCIONEK! Pisnęłam z podekscytowania. Czy to ten dzień? Louis mi się oświadczy. Byłam taka szczęśliwa. Przyśpieszyłam, nie chciałam, żeby mnie zobaczył. W Valentino kupiłam cudowną białą sukienkę w kolanko z odkrytymi plecami. Miałam wystarczająco pieniędzy, żeby jeszcze kupić nowe buty i torebkę. Wyrobiłam się ze wszystkim o szesnastej, więc jeszcze skoczyłam do fryzjera. Do domu wróciłam o osiemnastej i zaczęłam się ubierać. Nałożyłam sukienkę, buty, fryzura wyglądała nienagannie. Spojrzałam w lustro i naprawdę podobało mi się to co w nim widziałam. Włosy miałam ułożone w koczka tak by odkryć moje plecy. Obróciłam się i uśmiechnęłam. Teraz pozostało mi czekać. Do dziewiętnastej zostało pięć minut. Wyszłam na balkon i rozejrzałam się wkoło. Na dachu obok, znowu zobaczyłam parę którą widziałam pierwszego dnia. Chciałabym być teraz przy Louis'ie. Sięgnęłam do torebki po telefon, nie było go. Zaczęłam go szukać, na szczęście był w łazience. Było już koło 20. Gdzie podziewał się Lou? Miałam pięć nieodebranych połączeń od niego. Jak mogłam nie słyszeć? Oddzwoniłam, odebrał.
- Cześć Lou, gdzie się podziewasz.
- Dzień dobry. - Odpowiedział nieznany mi głos.
- Em, dzień dobry. Kto mówi?
- Czy to pani Paula?
- Tak. Dlaczego Louis nie odebrał? - Zaczęłam się martwić.
- Ja właśnie w tej sprawię. Mogłaby pani przyjechać pod wieże Eiffla? Nie mam zbyt dobrych wiadomości. - Poczułam, że tracę czucie w nogach, osunęłam się pod ścianie na podłogę.
- Czy coś mu się stało? - Spytałam, czułam, że zaraz się rozpłaczę.
- Proszę jak najszybciej przyjechać. To nie jest rozmowa na telefon. - Ktoś kto odebrał, rozłączył się. Serce waliło mi jak bęben, przed oczyma miałam wszystko zamazane. Podniosłam się i zadzwoniłam po taksówkę. Po chwili byłam na miejscu. Gdy tylko przyjechałam, jakiś chłopak do mnie podszedł.
- Cześć, Paula. Tak?
- A kto pyta?
- Niall, przyjaciel Lou.
- Gdzie on jest?
- Em, no on jest.. - Zadzwonił mu telefon. "Halo", "Tak", "No, jest.", "Okej." - Czeka na Ciebie na wieży. Bez problemu dotarłam na górę windą, o dziwo nie było żadnych kolejek, w ogóle było pusto. Ale nie to się teraz dla mnie liczyło. Louis nie odpowiadał a ten cały Niall wydawał się coś ściemniać. Wyszłam z widny a na ziemi leżały płatki róż układając się w długą linie. Szłam po niej przez chwilę na drugą stronę balkonu widokowego. Przy barierce znajdował się stolik i dwa krzesła, świecę i.. Zaparło mi dech w piersiach. Lou stał przy stole, jedną ręką oparty o niego, drugą trzymał w kieszeni, miał na sobie garnitur w którym wyglądał nieziemsko, włosy lekko zaczesane do tyłu.
- Wiesz, jak się o Ciebie martwiłam!?
- Przepraszam, ale musiałem szybko coś wymyślić, bo nie wyrobiłbym się z tym wszystkim na czas. Przepraszam. - Podszedł do mnie i mnie pocałował. - Wybaczysz?
- Oczywiście, że tak. - Uśmiechnęłam się i jeszcze raz go pocałowałam.
- Wyglądasz ślicznie. - Lou przeleciał mnie wzrokiem i uśmiechną się. Zaprowadził mnie do stolika i przysunął krzesło. Spędziliśmy miły wieczór na rozmowie. Około północy Lou na chwilę mnie przeprosił. Zaraz wrócił z ogromnym bukietem róż. Nagle cała wieża rozbłysła na biało, w tle grała cicho muzyka. Louis uklęknął a ja czułam, że zaraz zemdleję.
- Paulo, zechciałbyś zostać moją żoną? - Louis wyjął małe pudełeczko z kieszeni w której wcześniej trzymał rękę. Zawartość pudełka powalała na kolana ale nie to było teraz najważniejsze.
- Tak, Lou! Tak! - Krzyknęłam i wpadłam mu w ramiona, aż się przewrócił. Pocałował mnie i podnieśliśmy się z podłogi.
- Zatańczysz? - Mrugnął Lou.
- Oczywiście. - Uśmiechnęłam się i zaczęliśmy tańczyć wtuleni w siebie na szczycie wieży miasta miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz